Czy można naprawić siebie, składając na nowo cudze historie? Czy rzeczy, które ocalamy z zapomnienia, mogą uratować nas przed nami samymi?


„Rzeczy, które mogą nas ocalić” Lorenzy Gentile to książka, która nie wchodzi z impetem, nie wali w serce pierwszym zdaniem. Ona przysiada cicho gdzieś z boku, podaje herbatę, rozkłada obok kartkę z cytatem i czeka, aż się otworzysz. A potem - nie wiadomo kiedy - zaczynasz słyszeć w jej szeptach coś bardzo osobistego. Coś, co dziwnie przypomina Twój własny głos.


Gea, bohaterka tej powieści, to postać złożona z kontrastów - wycofana, a zarazem pełna empatii; introwertyczna złota rączka z wielką misją: ocalać rzeczy, które inni wyrzucili. Mieszka w ciasnej przestrzeni mediolańskiego osiedla, ale jej świat wewnętrzny to kosmos pełen pęknięć, wspomnień i czułości. Nie podróżuje, a jednak odkrywa. Nie zmienia świata, a mimo to go naprawia - kawałek po kawałku.


Czytając tę książkę, miałam wrażenie, jakby Gentile układała opowieść z origami, składanym cierpliwie, warstwa po warstwie. Jej styl jest cichy, niemal niewidzialny, a jednak zostawia ślady - pod skórą, w myślach. Każda scenka, każdy gest Gei jest przemyślany i nasycony sensem. Naprawianie lampki? To nie tylko kwestia narzędzi. To sposób, w jaki radzimy sobie z tym, co nie działa w nas. Oddanie komuś naprawionego zegarka? Może to symbol podarowania drugiej osobie kawałka czasu, którego sami sobie odmawiamy.


Gentile nie oferuje łatwych rozwiązań. Ona raczej zaprasza do rozmowy o tym, co trudne - samotności, lęku przed przyszłością, potrzebie przynależności i żalu, który nie znajduje ujścia. Pokazuje relacje, które nie są wielkimi deklaracjami, ale opierają się na drobiazgach: obecności, wspólnym działaniu, czułych milczeniach. W świecie Gei nie chodzi o to, by głośno wykrzyczeć swoją historię. Chodzi o to, by ktoś był obok, kiedy milkniesz.


A jednak… czuję pewien niedosyt. Tak, ta książka mnie otuliła. Przypomniała, że warto naprawiać zamiast wyrzucać - rzeczy, wspomnienia, relacje. Ale momentami brakowało mi odwagi, by zanurkować głębiej. Gentile zatrzymuje się przy brzegu, niektóre wątki tylko muska - jakby bała się, że dotykając ciemności, roztrzaska stworzony przez siebie świat. I choć rozumiem ten wybór, chciałabym poczuć większą intensywność, może nawet lekki wstrząs. Bo przecież pęknięcia nie są tylko ozdobą - są punktem wejścia.


„Rzeczy, które mogą nas ocalić” to opowieść o codziennych rewolucjach. O naprawianiu siebie przez naprawianie innych. O świecie zbudowanym z rzeczy „nie-do-końca-nowych”, ale za to pełnych pamięci i znaczeń. To książka, która nie krzyczy, a jednak zostaje w środku. Nie przynosi katharsis, ale daje cichą nadzieję, że nie wszystko musi być idealne, by miało wartość.


Dla kogo zatem jest ta książka? Dla wrażliwców, introwertyków, zbieraczy wspomnień. Dla tych, którzy chcą usłyszeć szept zamiast krzyku. I dla wszystkich, którzy wierzą, że czasem wystarczy obecność, żeby coś w nas przestało boleć.


Ocena: 8/10 - bo to książka, która ma duszę - delikatną, senną i przejmującą. To opowieść, która nie stara się być efektowna, a mimo to trafia w czuły punkt. 


Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Czarna Owca





Brak komentarzy: