Czy kiedykolwiek miałeś/miałaś wrażenie, że za uśmiechami, dobrymi uczynkami i szlachetnymi intencjami kryje się coś znacznie mroczniejszego? Że czasem najwięcej mówią nie słowa, lecz ich brak?
Kiedy sięgnęłam po „Zrzutkę Haywardów” Janice Hallett, nie spodziewałam się, że trafię w sam środek literackiego labiryntu, z którego nie sposób się wydostać bez solidnego wysiłku umysłowego. To nie jest książka, którą się po prostu czyta. To książka, która wciąga Cię do gry. A zasady? No cóż… ich uczysz się dopiero wtedy, gdy przegapisz pierwszy trop.
W Lockwood, gdzie każdy zna każdego, a wieści rozchodzą się szybciej niż zapach świeżo parzonej herbaty, dramat uderza w sam środek lokalnej społeczności. Dwuletnia Poppy Hayward walczy z nieuleczalnym nowotworem, a jej wpływowa rodzina rozpoczyna zbiórkę na leczenie w Ameryce. Szlachetna inicjatywa, prawda? Tyle że w tym przypadku dobroczynność to tylko fasada. A za nią - tajemnice, wzajemne podejrzenia i śmierć.
„Zrzutka Haywardów” to książka absolutnie nietuzinkowa. Nie znajdziesz tu klasycznego narratora, który prowadzi Cię za rękę. Zamiast tego otrzymujesz skrzynkę mailową, stertę SMS-ów, notatek, czatów i dokumentów - kawałki układanki, które trzeba samemu złożyć w całość. I to jest największy atut tej powieści - aktywne czytanie, które zmusza do myślenia. Jeśli uwielbiasz rozwiązywać zagadki, analizować dialogi i szukać znaczeń między wierszami - ta książka została napisana dokładnie dla Ciebie.
Ale uwaga - to nie jest prosta lektura. Początkowo może przytłaczać ilością postaci, relacji i subtelnych aluzji. Sam/sama kilka razy wracałem/wracałam do przypisów, żeby przypomnieć sobie kto jest kim i dlaczego dana wiadomość może mieć drugie dno. Ale niech Cię to nie zniechęca. Bo im głębiej wchodzisz w ten świat, tym mocniej zaczynasz rozumieć, że każda postać - nawet ta najbardziej drugoplanowa - ma coś do ukrycia.
Największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak Hallett prowadzi tę historię. Bez klasycznej narracji, bez zbędnych ozdobników. Sam/sama stajesz się detektywem. Sam/sama podejmujesz decyzje komu zaufać. I sam/sama popełniasz błędy - bo autorka jest mistrzynią mylenia tropów. W jednej chwili jesteś pewien/pewna, kto kłamie, by w następnej podważyć wszystko, co do tej pory uznałeś/uznałaś za pewnik.
A finał? Nieprzewidywalny. Uczciwy, ale zaskakujący. Spełnia wszystkie obietnice, które Hallett złożyła czytelnikowi po drodze. To nie jest „kto zabił?” w stylu klasycznych kryminałów. To raczej „dlaczego wierzyliśmy w tę historię?” i „jak łatwo manipulować naszym współczuciem?”
Jeśli szukasz czegoś więcej niż tylko opowieści z dreszczykiem sięgnij po „Zrzutkę Haywardów”. To książka, która kwestionuje nasze sądy, wystawia na próbę czujność i pokazuje, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż iluzja dobra. W tej historii nawet światło reflektorów na amatorskiej scenie teatralnej może rzucać cienie dłuższe niż noc.
Polecam z całego serca - i ostrzegam. Nie ufaj nikomu. Nawet własnym wnioskom.
Ocena 9/10
Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Znak
Brak komentarzy: