Majówka - każdy na nią czeka z niecierpliwością. Ale co gdyby wasza wymarzona majówka z przyjaciółmi zamieniła się w prawdziwy koszmar?
Kiedy sięgałam po „Zlot” Daniela Komorowskiego, miałam w głowie obraz sielskiego wyjazdu, garstki ludzi połączonych wspólną pasją i beztroskiej atmosfery. Tymczasem autor zaskoczył mnie już na pierwszych stronach i porwał w wir wydarzeń, w których sielanka to tylko złudzenie - a prawdziwa majówka dopiero się zaczyna, i to w mrocznym wydaniu.
Grupa znajomych, poznanych dzięki pasji do cosplayu i „Wiedźmina”, przyjeżdża na podkrakowską wieś Borowe. Mają odpocząć od codzienności, naładować baterie, odetchnąć pełną piersią. Brzmi znajomo, prawda? Każdy z nas marzył kiedyś o takim weekendzie. Jednak w „Zlocie” szybko okazuje się, że pod pozorną normalnością kryje się coś więcej - coś, co zaczyna pełzać pod skórą, budząc niepokój i niedające się zignorować przeczucie, że coś jest bardzo nie tak.
Daniel Komorowski świetnie operuje klimatem. Od początku czułam tę gęstniejącą atmosferę - coś wisiało w powietrzu, coś, co kazało mi przewracać strony jedna za drugą. Opisy wsi, drobne szczegóły dotyczące rytuałów i wierzeń słowiańskich, niepokojące spojrzenia mieszkańców - wszystko buduje tu niesamowity klimat, przypominający najlepsze thrillery psychologiczne i nieco kojarzący się z wczesnym Stephenem Kingiem, tylko w naszej, polskiej scenerii.
Postacie? To ogromna siła tej książki. Każdy z bohaterów jest inny, każdy przynosi swoją własną historię i własne problemy. I choć na początku można się lekko pogubić w liczbie postaci, bardzo szybko łapiemy kto jest kim, a ich charaktery są na tyle wyraźne, że nie sposób ich pomylić. Szczególnie doceniam fakt, że nikt nie został tu sztucznie wykreowany na superbohatera - są naturalni, autentyczni, czasem popełniają błędy, czasem zachowują się irracjonalnie. Tak jak ludzie w sytuacjach granicznych.
To, co uwielbiam w „Zlocie”, to sposób, w jaki autor bawi się dynamiką grupy. Kiedy wszystko zaczyna się sypać, kiedy pojawiają się zadania rodem z najgorszego koszmaru, a zaufanie staje się towarem deficytowym, obserwowanie ich relacji staje się fascynującą psychologiczną grą. Komorowski świetnie pokazuje, jak cienka jest granica między przyjaźnią a wrogością, między solidarnością a instynktem przetrwania.
Fabuła jest dopracowana i naprawdę dobrze przemyślana. Zwroty akcji są liczne, ale nieprzesadzone - nie czułam się przytłoczona ani zagubiona, raczej wciągnięta w misternie uplecioną sieć wydarzeń. Tempo też zasługuje na pochwałę - krótkie rozdziały, dużo dialogów, brak przegadanych opisów (choć czasem, przyznam, miałam ochotę na trochę więcej „powietrza” w tekście). Dzięki temu książkę czyta się bardzo szybko, niemal jednym tchem.
Jeśli miałabym się czegoś uczepić, to może chciałabym momentami jeszcze więcej wyjaśnień dotyczących lokalnych wierzeń - te fragmenty były tak fascynujące, że czułam lekki niedosyt. Ale może to tylko świadczy o tym, jak bardzo autor potrafił mnie zainteresować swoim światem.
A zakończenie? Powiem Wam tylko tyle: jest satysfakcjonujące, zaskakujące i... pozostawia pewne drzwi uchylone. Czy będzie kontynuacja? Mam nadzieję, że tak, bo naprawdę chcę wrócić do tej mrocznej rzeczywistości i jeszcze raz zmierzyć się z demonami - tymi prawdziwymi i tymi, które czają się w nas samych.
„Zlot” to książka, którą czyta się sercem w gardle. Idealna dla wszystkich, którzy lubią thrillery z dobrze zarysowanymi postaciami, mrocznym klimatem i nutą słowiańskich wierzeń. Jeśli szukacie lektury, która Was wciągnie, zaskoczy i zostawi z masą emocji - śmiało sięgajcie po „Zlot”.
Ja po tej książce zastanawiałam się czy wyjazd na majówkę z przyjaciółmi nad pobliskie jezioro to dobra decyzja…
Ocena 8/10
Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Skarpa Warszawska
Brak komentarzy: