Czy potrafisz wyobrazić sobie świat, w którym magia jest nie tylko darem, ale i przekleństwem – takim, którego można się bać bardziej niż śmierci? 

To właśnie z takim światem przychodzi nam się zmierzyć w książce „Język magii” autorstwa Cari Thomas – i muszę Ci powiedzieć, że było to literackie doświadczenie pełne mroku, tajemnic i niejednoznaczności.


Zanim opowiem Ci, co mnie najbardziej wciągnęło, musisz wiedzieć jedno: ta książka nie prowadzi za rękę. Ona zostawia Cię samego w środku labiryntu zbudowanego z zaklęć, rodzinnych sekretów i wewnętrznych rozterek głównej bohaterki – Anny. Już od pierwszych stron czułam się tak, jakbym razem z nią stąpała po cienkiej granicy między tym, co bezpieczne, a tym, co absolutnie zakazane.


Thomas stworzyła Londyn, który ma swoje drugie – magiczne – oblicze. I nie jest to magiczność rodem z bajek czy słodkich opowieści fantasy. To raczej ciemna, okultystyczna siła, która przyciąga, ale i przeraża. Autorka konsekwentnie buduje świat pełen niejasnych reguł, ukrytych znaków i mocy, którą można związać – dosłownie i metaforycznie. Widać, że dopracowała konstrukcję magicznego systemu, choć momentami miałam wrażenie, że informacje są dawkowane zbyt oszczędnie, przez co czułam się trochę zagubiona. Ale czy właśnie nie o to chodziło?


Anna, główna bohaterka, to postać pełna sprzeczności – osierocona, wychowywana przez ciotkę, która wyznaje zasadę, że magia to grzech i trzeba ją zdusić, zanim się rozrośnie. I choć początkowo miałam problem, by w pełni się z nią zżyć, z czasem zaczęłam rozumieć jej lęki i wewnętrzną walkę. Ta książka nie jest jedynie opowieścią o magii – to przede wszystkim historia o dojrzewaniu do siebie, o odkrywaniu własnej tożsamości w świecie, który nie daje prostych odpowiedzi.


Jeśli lubisz opowieści z zagadkami, tajemnicami i – muszę to zaznaczyć – naprawdę klimatyczną biblioteką (tak, jest! i nie byle jaka), to „Język magii” może Cię wciągnąć na dobre. Są momenty, które przypominały mi klimat wczesnego Pottera, ale bardziej w tonacji „ciemna komórka pod schodami” niż „czekoladowe żaby i świąteczny bal”. Zdecydowanie nie jest to książka dla młodszych nastolatków. Myślę, że prawdziwą siłę tej historii docenią raczej czytelnicy 18+ – właśnie przez cięższy klimat, podteksty i mocno zarysowane napięcie moralne.


Czy są tu niedociągnięcia? Tak. Bywają fragmenty, gdzie wewnętrzne rozterki Anny dominują nad fabułą. Akcja chwilami traci tempo przez nadmiar introspekcji, a relacje między postaciami mogłyby mieć więcej głębi. Z drugiej strony – te przestoje można potraktować jako chwilę oddechu w naprawdę dusznym i intensywnym świecie. Bo uwierz mi – w tej książce atmosfera gęstnieje z każdym rozdziałem.


„Język magii” to pierwszy tom, więc wiele wątków dopiero się zawiązuje – dosłownie i w przenośni. Czuć, że autorka ma jeszcze sporo do powiedzenia i że to dopiero początek drogi. Dla mnie to była dobra, klimatyczna rozrywka z potencjałem na coś więcej. Nie jest to lekka opowieść fantasy, jakich wiele. Tu magia nie daje ukojenia – ona testuje granice. 


Więc jeśli lubisz książki, które zadają pytania, zamiast dawać odpowiedzi, w których magia to nie zabawa, a walka o własne ja – sięgnij po „Język magii”. I daj się wciągnąć w świat, gdzie każde zaklęcie niesie konsekwencje, a prawda bywa bardziej niebezpieczna niż kłamstwo.


Ocena 7/10


Współpraca reklamowa |  Wydawnictwo Zysk i S-ka




Brak komentarzy: