Z ogormną chęcią sięgnęłam po „Miasto burz” Michała Śmielaka - kontynuację dobrze przyjętego „Miasta mgieł” i kolejny dowód na to, że autor wie, jak spleść historię tak, by poruszała emocje, rozbudzała ciekawość i nie pozwalała na oderwanie się od książki aż do ostatniej strony. I już teraz zaznaczę kochacie kryminały, które nie tylko trzymają w napięciu, ale również głęboko zanurzają nas w przeszłości, w lokalnym kolorycie i skomplikowanych ludzkich losach - jesteście we właściwym miejscu, a ta książka jest dla Was. 


Mroczne chmury gromadzą się nad Sandomierzem - nie tylko te atmosferyczne. Ginie znany fotograf. Z pozoru to tylko tragiczny przypadek, uderzenie pioruna. Ale przecież wiemy, że u Śmielaka nic nie jest przypadkowe. Każda śmierć to tylko wierzchołek góry lodowej. To, co zaczyna się jak klasyczny kryminał, bardzo szybko przeistacza się w pełnokrwisty thriller z historią w tle. I to historią, która pachnie PRL-em, przesłuchaniami, dymem papierosowym i tajemnicami, które miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego.


Komisarz Bruno Kowalski znów musi zderzyć się z przeszłością - nie tylko tą policyjną, ale i osobistą. Partneruje mu Krzysztof Szorca, którego znamy z innych ksiązek autora. Uwielbiam tę postać - niby niepozorny historyk, a potrafi odnaleźć się w samym centrum najbardziej zagmatwanej intrygi. Ich duet działa znakomicie - balans między doświadczeniem a ciekawością, twardym dochodzeniem a miękkim wejściem w kontekst historyczny.


Jednym z największych atutów tej powieści jest właśnie dwutorowa narracja. Wydarzenia współczesne przeplatają się z tymi z 1986 roku - rokiem, który wciąż pulsuje pod powierzchnią sandomierskich uliczek. Poznajemy porucznika Bieleckiego i świat, który już nie istnieje, ale którego duch nadal unosi się w powietrzu. Dzięki temu mamy poczucie, że nie tylko rozwiązujemy sprawę kryminalną, ale też odkrywamy warstwę po warstwie tajemnice samego miasta. A Sandomierz… ach, Sandomierz jest tu niemal bohaterem - z duszą, historią i cieniem, który rzuca na wszystko, co dzieje się w książce.


Śmielak znakomicie operuje rytmem - wie, kiedy przyspieszyć, kiedy zatrzymać się przy emocjach bohaterów, a kiedy pozwolić historii oddychać. Jego styl jest lekki, ale niebanalny. To nie tylko szybka akcja – to także refleksja nad winą, karą i tym, jak wiele zła może przetrwać pod powierzchnią codzienności. I choć momentami miałam wrażenie, że współczesna linia fabularna mogłaby być mocniej zaakcentowana, to jednak całość tworzy spójną, wciągającą konstrukcję.


Nie zabrakło też typowego dla autora smaczku - nawiązania do postaci z książek Macieja Siembiedy, które wzbudziło mój entuzjazm. Takie drobiazgi sprawiają, że czuję, iż Śmielak pisze nie tylko z głowy, ale i z serca - jako czytelnik, który wie, jak sprawić przyjemność innym czytelnikom.


„Miasto burz” to książka, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też pokazuje, jak silne mogą być więzy między przeszłością a teraźniejszością. To opowieść o tym, że niektóre tajemnice nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne… ale kiedy już się to stanie, nic nie będzie takie samo.


Czy warto przeczytać? Dla mnie - zdecydowanie tak. A jeśli nie znacie jeszcze poprzedniej części, zacznijcie od „Miasta mgieł”, żeby w pełni docenić rozwój postaci i klimat tej serii. A ja? Czekam na kolejną burzę. Bo Śmielak ewidentnie ma jeszcze wiele do opowiedzenia.


Ocena 8/10


Współpraca reklamowa |  Wydawnictwo Skarpa Warszawska




Brak komentarzy: