Co byś zrobił(a), gdyby ktoś podał ci dokładną datę twojej śmierci? Czy odliczał(a)byś dni w strachu… czy może zaczęła żyć naprawdę?


Sięgając po „Zaledwie moment” Liane Moriarty, byłam pewna jednego - to będzie książka z pomysłem. Ale nie spodziewałam się, że aż tak głęboko wejdzie mi pod skórę. To opowieść o życiu, które nabiera ostrości dopiero wtedy, gdy stajemy się świadom jego końcówki. I o tym, jak trudno jest żyć naprawdę, kiedy ciąży nad nami wyrok, choćby wypowiedziany przez dziwną staruszkę w samolocie.


Wszystko zaczyna się bardzo niepozornie: opóźniony lot do Sydney, garstka przypadkowych ludzi i jedna staruszka, która ni stąd, ni zowąd zaczyna przepowiadać śmierć współpasażerom. Ale nie tak ogólnie, nie enigmatycznie. Ona podaje konkretne daty. Okoliczności. Mówi: twój synek nie dożyje ósmych urodzin, ty zginiesz w bójce, ty się zabijesz, ty zostaniesz zamordowana przez mężczyznę, którego właśnie poślubiłaś. Brzmi absurdalnie, prawda? Tyle że jedno po drugim… zaczyna się sprawdzać.


I wtedy zaczyna się to, co u Moriarty lubię najbardziej - analiza psychiki. Głębokie, skrupulatne przyglądanie się człowiekowi, jego decyzjom, emocjom, reakcjom. Narracja prowadzona z różnych perspektyw pozwala nam wejść w głowy bohaterów – Pauli, Ethana, Allegry, Eve… Każde z nich to osobna historia, osobna trauma, osobna walka z losem, który nagle został przesądzony. Ale największą perełką jest tutaj narracja samej Cherry - tej tajemniczej kobiety, którą inni nazywają „panią Śmierć”. Fragmenty z jej perspektywy są niezwykłe - śledzimy jej życie, wybory, zaglądamy do wnętrza umysłu, który z jakiegoś powodu postanowił stanąć na granicy życia i śmierci… i mówić ludziom, co ich czeka.


Moriarty robi to, co potrafi najlepiej – daje nam powieść, która z pozoru może być thrillerem, ale głęboko pod powierzchnią jest czymś o wiele więcej. To książka o człowieczeństwie. O tym, jak kruchy jest każdy moment. I o tym, że nawet jeśli nie znamy daty naszej śmierci, każdy z nas - gdzieś podświadomie - czuje jej obecność. I właśnie dlatego ta opowieść działa. Bo dotyka czegoś, co wszyscy w sobie mamy, choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać.


Autorka co rusz każe się zatrzymać. Przemyśleć. Zastanowić się. Moriarty nie daje prostych odpowiedzi, bo i temat nie jest prosty. Przeznaczenie kontra wolna wola. Panika kontra nadzieja. Czy znając przyszłość, możemy ją zmienić? A może właśnie przez próbę jej zmiany… ją uruchamiamy?


Jeśli szukasz historii z duszą, z pytaniami, które zostają w głowie jeszcze długo po odłożeniu książki, i bohaterami, których nie da się jednoznacznie ocenić – „Zaledwie moment” jest dla Ciebie. Mądra, niepokojąca, momentami zabawna i ciepła, a momentami lodowata i brutalnie prawdziwa.


To nie tylko książka o śmierci. To książka o życiu tu i teraz.


Ocena 9/10


Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Znak Literanova




Brak komentarzy: