Sięgając po „Naznaczonych na zawsze” Emelie Schepp, nie sądziłam się, że ta historia będzie aż tak intensywna emocjonalnie. To szwedzki kryminał, więc spodziewałam się mroku, chłodu i skrupulatnej analizy psychologicznej - ale nie tego, że zostanę wrzucona w tak głęboką i bolesną podróż w głąb tożsamości.
Pierwsze, co przykuwa uwagę, to konstrukcja głównej bohaterki - Jany Berzelius. Prokuratorka, która na co dzień składa się z opanowania, lodowatego profesjonalizmu i... sekretu, który aż pulsuje tuż pod powierzchnią jej idealnie kontrolowanego życia. Już sam prolog wciąga nas w przeszłość - mała dziewczynka budzi się w szpitalu. Nie pamięta kim jest, nie wie, skąd się tam wzięła. Pustka. Trauma. Biała karta. I właśnie ta karta zaczyna się zapełniać, kiedy dorosła Jana staje przed sprawą morderstwa, które budzi echa dzieciństwa, o jakim wolałaby nigdy nie pamiętać.
Schepp nie daje nam prostych odpowiedzi. Tu każde zdanie jest jak nitka, którą trzeba mozolnie rozplątywać. Narracja prowadzona jest chłodno, analitycznie, ale z ukrytym napięciem, które narasta z każdą stroną. Sprawa zabójstwa szefa imigracyjnego Hansa Juhlena rozwija się niepokojąco: kolejne zwłoki, mały chłopiec z dziwnym znamieniem na szyi... Coś, co Jana już kiedyś widziała. Tyle że nie wie gdzie.
Czytałam i czułam, jakby ktoś systematycznie zaciskał palce na moim gardle. Atmosfera jest gęsta, duszna. I to nie tylko przez same zbrodnie, ale przez emocjonalne rozdarcie bohaterki. Z jednej strony: prawo, obowiązek, śledztwo. Z drugiej: krzyk przeszłości, której nie da się już zagłuszyć.
Nie ukrywam, że „Naznaczeni na zawsze” to książka wymagająca i sądzę, że nie będzie dla każdego. Styl autorki miejscami bywa zbyt szczegółowy, wręcz maniakalnie skupiony na detalach - czy rzeczywiście musiałam wiedzieć, co kto jadł na śniadanie? Może nie. Ale mimo tej przesadnej drobiazgowości nie mogłam się oderwać od lektury. Coś mnie do niej przyciągało - może właśnie sama Jana. Postać nieoczywista, pełna kontrastów, niewygodna w odbiorze. To nie bohaterka, którą pokochasz od razu, ale której historię chcesz poznać do końca. Choćby bolało.
To, co szczególnie doceniam, to brak popadania w schematy. Jana nie jest ani alkoholiczką, ani rozbitkiem życiowym z przymusu, jak to często bywa w skandynawskich kryminałach. Jej dramat nie wynika z błędów dorosłości, ale z dzieciństwa, które zostało jej odebrane. I to właśnie czyni ją tak prawdziwą.
Jednak nie jest bezkrytyczna wobec tej historii. Momentami miałam wrażenie, że autorka zaplątała się w logikę fabularną - szczególnie pod koniec, kiedy kilka rozwiązań wydawało mi się naciąganych. Ale nie na tyle, by zepsuć odbiór całości.
„Naznaczeni na zawsze” to historia o poszukiwaniu własnych korzeni, o konsekwencjach cudzych decyzji i o tym, jak bardzo jesteśmy naznaczeni - nie tylko tym, co widoczne na skórze, ale tym, co nosimy głęboko w sobie. Jeśli lubisz kryminały, które angażują nie tylko umysł, ale i serce to zdecydowanie pozycja dla Ciebie. Ale ostrzegam: nie przejdziesz obok niej obojętnie.
Ja na pewno sięgnę po kolejne tomy, bo chcę wiedzieć więcej o Janie. Chcę sprawdzić, czy da się poukładać życie z rozsypanych wspomnień. Chcę zobaczyć, czy można być wolnym, jeśli zna się całą prawdę o sobie.
A Ty? Odważysz się zajrzeć pod powierzchnię i sprawdzić, co naprawdę kryje się za znakiem na szyi dziecka?
Ocena 7/10
Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Sonia Draga
Brak komentarzy: