Czy odważyłabyś się zamieszkać w miejscu, gdzie kiedyś doszło do makabrycznej zbrodni? Czy dom z przeszłością może stać się bezpieczną przystanią… czy raczej więzieniem, z którego nie ma ucieczki?


Kiedy sięgałam po „Tutaj mieszka zło” Soni Rosy, spodziewałam się mroku, napięcia i rodzinnych tajemnic. Ale nie sądziłam, że ta książka aż tak głęboko wejdzie mi pod skórę. To nie tylko thriller z nawiedzonym dworkiem w tle - to wstrząsająca, bolesna i niepokojąco realistyczna historia o samotności, granicach ludzkiej psychiki i tym, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami.


Marta i Bartosz wprowadzają się do pięknego dworku nad jeziorem - miejsca, które wydaje się wymarzone. Ale pod tym dachem wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca nigdy i nigdzie: matka w stanie psychozy poporodowej zamordowała swoje dzieci. Marta próbuje żyć normalnie, choć już pierwsze noce przynoszą jej dziwne dźwięki - płacz niemowlęcia, śmiech dziewczynki. Atmosfera staje się duszna, a czytelnik (czyli ja - i zapewne Ty też, jeśli sięgniesz po tę książkę) czuje, że coś wisi w powietrzu. Że to dopiero początek.


A potem na scenę wkracza Izabela - siostra Bartosza, kobieta trudna, pełna tajemnic, napięta jak struna. Jej obecność w domu wywołuje konflikt, który przeradza się w otwartą wojnę - słowną, emocjonalną, psychiczną. Relacja między Martą a Izabelą to jedna z najmocniejszych osi tej historii. Są jak lód i ogień - a ich zderzenie rozsadza pozornie stabilny świat. Sonia Rosa nie rozpisuje się nadmiernie, nie tonie w opisie - ale każde słowo, każda scena ma znaczenie. Wszystko jest tu po coś.


To, co mnie najbardziej uderzyło, to fakt, jak autorka łączy klasyczną grozę z codziennymi problemami. Bo „Tutaj mieszka zło” to nie tylko historia o duchach przeszłości - to książka o depresji, wyobcowaniu, braku wsparcia, napięciach rodzinnych, samotności w małżeństwie. To studium pękającej psychiki. A jednocześnie opowieść o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Że nawet największe zło może mieć twarz, imię, traumę, przeszłość.


Fabuła rozwija się dynamicznie, ale bez pośpiechu. Autorka umiejętnie buduje napięcie - raz pozwala nam odetchnąć, by zaraz potem rzucić nas w wir emocji i wydarzeń. Narracja prowadzona jest z perspektywy Marty i Izabeli, co daje nam pełniejszy obraz - choć przyznam, że przez większość lektury nie wiedziałam, której z nich bardziej wierzyć. Każda miała swoje racje. Każda coś ukrywała.


Zakończenie? Psychologicznie miażdżące. Zaskakujące i… przerażająco logiczne. I choć to fikcja literacka, nie mogłam oprzeć się myśli, że takie rzeczy naprawdę się dzieją. Że „zło” nie zawsze nosi maskę potwora. Czasem siedzi obok nas przy stole.


To nie jest książka, którą czyta się jednym tchem i odkłada bez emocji. To historia, która zostaje w głowie, budzi pytania, wymusza refleksję. Czy zło rodzi się samo z siebie? Czy to dom jest przeklęty, czy ludzie go nawiedzają swoim cierpieniem? I jak bardzo można być samotnym, nawet będąc w związku?


Ocena: 9/10 - za klimat, mocną psychologię postaci, odważne poruszenie tematu psychozy poporodowej i zakończenie, które nie pozwala o sobie zapomnieć.


Współpraca reklamowa | Wydawnictwo Filia





Brak komentarzy: