Gdy zaczęłam czytać „Zaginioną” Anety Kisielewskiej, nie spodziewałam się, że wciągnie mnie do tego stopnia, że wieczorne „przeczytam tylko kilka stron” zamieni się w pół nocy śledzenia sprawy dziewiętnastoletniej Sary Maj. Jej historia zaczyna się banalnie: impreza, kłótnia z przyjaciółką, samotny powrót… i nagłe zniknięcie. Środek miasta, lato, mnóstwo ludzi - a jednak nikt nic nie widział. Jak to możliwe?


Autorka bardzo trafnie zbudowała napięcie - z rozdziału na rozdział wchodzimy głębiej w sprawę, która z pozoru wydaje się zwykłym zaginięciem, ale szybko staje się labiryntem pełnym tajemnic, przemilczeń i niedopowiedzeń. Sara przestaje być jedynie zaginioną nastolatką - staje się symbolem młodych ludzi, którzy próbują wywalczyć sobie miejsce w świecie, a przy tym coraz bardziej gubią się we własnych emocjach.


Sierżant Gaik to postać, która mocno mnie poruszyła. Uparty, skupiony na śledztwie, ale też niepozbawiony empatii. To nie jest bohater z papieru - on żyje, zadaje pytania, których i my zaczynamy sobie nieświadomie zadawać coraz więcej. Co się naprawdę stało z Sarą? Czy ktoś jej pomógł zniknąć? A może wręcz przeciwnie - zadbał o to, by już nigdy się nie odnalazła?


Kisielewska świetnie operuje konstrukcją narracyjną - przeskoki czasowe między „przed” a „po” dodają historii głębi i dynamiki. Dzięki temu nie mamy tylko jednego punktu widzenia, ale zaczynamy rozumieć, jak skomplikowane są relacje w rodzinie Sary, jak trudne emocje buzują w niej samej. Każda kolejna postać - czy to matka, ojczym, przyjaciółka, były chłopak - dodaje coś od siebie, ale żadna nie mówi całej prawdy. I właśnie to sprawia, że trudno się od tej książki oderwać.


Szczególnie uderzył mnie motyw relacji rodzinnych - niby zwykłych, a jednak pełnych pęknięć i ran, które latami nie zostały opatrzone. Sara nie pasuje do schematu „grzecznej córki”. Jest zbuntowana, momentami wręcz irytująca, ale przez to tak bardzo prawdziwa. I nie da się jej nie współczuć, gdy poznajemy kulisy jej codzienności.


„Zaginiona” to książka, która przypomina, że każdy coś ukrywa. Czasem za głośnym śmiechem kryje się samotność, za impulsywnością - głód bliskości, a za złością - strach. To nie tylko kryminał w stylu true crime, ale także wnikliwa opowieść o tym, jak łatwo można kogoś stracić - dosłownie i w przenośni.


Zakończenie? Nie powiem, że mnie zszokowało, bo gdzieś podskórnie czułam, że to zmierza w tym kierunku. Ale i tak serce zabiło mi szybciej. Bo Kisielewska pokazuje, że sprawiedliwość nie zawsze wygląda tak, jakbyśmy chcieli. I że czasem to, co nazywamy „pomocą”, może być przerażającą transakcją.


Jeśli lubisz historie, które łączą elementy kryminału, dramatu psychologicznego i społecznego komentarza, to ta książka jest dla Ciebie. Ale ostrzegam - nie da się po niej tak po prostu przejść do porządku dziennego.


Ocena 9/10


Współpraca reklamowa |  Wydawnictwo Zysk i S-ka





Brak komentarzy: