Czy w świecie pełnym zła można jeszcze mówić o miłości? Takiej, która rodzi się tam, gdzie życie traci wartość, a człowieczeństwo wystawiane jest na największą próbę?


Zadaję sobie to pytanie po lekturze książki „Będziesz moim słońcem. Opowieść o Józefie i Rebece Bauach” autorstwa Renaty Baume. I choć znam odpowiedź, to trudno mi ją wypowiedzieć bez drżenia w głosie, bo to nie jest tylko historia miłosna - to hołd. Dla życia. Dla nadziei. Dla światła, które czasem wystarcza, by nie zgasnąć w ciemności.


Ta książka przyszła do mnie w momencie, gdy potrzebowałam czegoś więcej niż literackiej ucieczki. Szukałam historii, która mnie poruszy, zostanie na dłużej i zada ważne pytania. I dostałam to wszystko. Właściwie już sam opis wystarczy, by poczuć ciarki: obóz w Płaszowie, dzień bez słońca, dwójka ludzi, których ślub uwiecznił Spielberg w „Liście Schindlera”. Czy można wymyślić mocniejszy początek?


Ale „Będziesz moim słońcem” to nie hollywoodzka baśń. To opowieść dokumentalna, utkane ze wspomnień, listów, poezji i fotografii świadectwo życia, które mimo wojny, bólu i śmierci nie zatraciło swojej barwy. Renata Baume nie tylko opowiada historię - ona ją przeżywa razem z czytelnikiem. Dzięki jej delikatnemu językowi i reporterskiej wrażliwości mamy wrażenie, że patrzymy Rebece i Józefowi w oczy, że słyszymy bicie ich serc.


Poznajemy ich osobno - małą Rebekę, kosmetyczkę z duszą opiekunki i odwagą większą niż system, który próbował ją unicestwić. Józefa - poetę i grafika, który nawet w cieniu krematoryjnych kominów potrafił tworzyć i… żartować. Ich drogi łączą się tam, gdzie nie miały prawa się przeciąć - w obozie. A jednak miłość kiełkuje, nawet jeśli ziemia jest spalona. To właśnie ten motyw wzruszył mnie najbardziej - że uczucie może rozkwitnąć w warunkach tak odczłowieczających, że wydaje się to niemożliwe.


Baume nie zatrzymuje się jednak na czasie wojny. Jej książka to również opowieść o odbudowywaniu siebie - najpierw w powojennym Krakowie, później w Izraelu. O początkach studia filmowego Babelross, o kontaktach z izraelskim wywiadem, ale też o tęsknocie - za miastem, za przyjaciółmi, za Polską, która pozostała w pamięci. Z jednej strony – fascynujące tło historyczne (Eli Cohen, Eichmann, Szymborska!), z drugiej - codzienność, w której rebeka pierze, wychowuje dzieci, wspiera innych ocalałych. To zwyczajność po traumie, która boli najbardziej.


Co istotne - to książka nie tylko dla osób zainteresowanych historią. To lektura dla każdego, kto chce wierzyć, że miłość naprawdę może przetrwać wszystko. Baume pokazuje nam miłość, która nie jest efektem chwilowej fascynacji, ale decyzją, wyborem, codzienną walką. Nazywa ją pięknie: „światłem, które nie przestało świecić”.


To również niezwykle estetyczna książka. Wzbogacona o zdjęcia, fragmenty listów, rękopisów, szkiców, sprawia, że wszystko, co czytamy, staje się namacalne. To nie są suche daty i miejsca - to są głosy. Ludzie. Uczucia.


Czytałam tę książkę powoli, z czułością. I choć momentami musiałam ją odkładać, by złapać oddech, nie przestawałam do niej wracać. Bo nie mogłam. I nie chciałam. Bo w tej historii czuć obowiązek - by pamiętać. I wdzięczność - że ktoś ocalił ją dla nas.


Polecam z całego serca. Nie tylko jako czytelnik, ale jako człowiek.


Ocena 9/10


Współpraca reklamowa |  Wydawnictwo Insignis





Brak komentarzy: